Hootie & the Blowfish: Biografia

powrót do strony głównej artykułów

Hootie & the Blowfish: Biografia

Obowiązki: Zespół pop

Informacje personalne: Członkowie to Mark Bryan (ur. ok. 1967, w Gaithersburg, MD), gitara; Dean Felber (ur. ok. 1967, w Gaithersburg, MD), bas; Darius Rucker (ur. ok. 1966, w Charleston, SC; dzieci: córka, Carey), wokal; i Jim Sonefeld (ur. ok. 1965, w Chicago, IL, dołączył do grupy, 1989), perkusja.

Kariera: Zespół założony, 1986, w Columbia, Karolina Południowa; grał w południowych barach i domach bractwa przed nagraniem samofinansującej się EP, Kootchypop, 1991; podpisany z Atlantic Records; wydany Cracked Rear View, 1994; wydany Fairweather Johnson, 1996.

Awards: Dwie nagrody Grammy, w tym dla najlepszej nowej grupy, za Cracked Rear View.

Adresy: Wytwórnia płytowa – Atlantic Records, 75 Rockefeller Plaza, New York, NY 10019.

Hootie and the Blowfish zaliczyli spektakularny debiut na scenie muzyki pop w 1994 roku, wydając album Cracked Rear View, który szturmem zdobył świat rozrywki. Do początku 1996 roku album osiągnął sprzedaż na poziomie 13 milionów egzemplarzy, stając się drugim najlepiej sprzedającym się debiutanckim albumem wszechczasów (za tytułowym wydawnictwem Bostonu z 1976 roku). Album i jego piosenki, pełne przyjaznych słuchaczom hooków, melodii do nucenia i wrażliwości „zwykłego faceta”, przetrwały wiele negatywnych recenzji i stały się stałymi punktami w radiu i VH-1.

„Cracked Rear View?” pojawił się jako coś świeżego i innego, w dużej mierze dlatego, że nie próbował pojawić się jako coś świeżego lub innego,” wyjaśnił krytyk Christopher John Farley w Time. „Hootie został przyjęty jako alternatywa dla alternatywy, prosty zig dla pozerstwa reszty współczesnego rocka”. W 1996 roku zespół wydał kolejny album, Fairweather Johnson, który zebrał nieco bardziej przychylne recenzje, ale również – być może nieuchronnie – mniejszą sprzedaż.

Hootie and the Blowfish powstał w 1986 roku na kampusie Uniwersytetu Południowej Karoliny w Columbii, gdzie członkowie zespołu – wokalista Darius Rucker, basista Dean Felber, gitarzysta Mark Bryan i perkusista Jim Sonefeld – wszyscy uczęszczali na zajęcia w ramach studiów licencjackich. Trzej biali członkowie zespołu przybyli do Columbii po wygodnym dzieciństwie w klasie średniej – Sonefeld w Naperville, Illinois, Felber i Bryan w Gaithersburgu, Maryland – podczas gdy Rucker dorastał w biedniejszych czarnych dzielnicach Charleston, Karolina Południowa.

„Miałem typowe południowo-amerykańskie wychowanie”, powiedział Rucker pisarzowi Rolling Sone Parke Puterbaugh. „Chodziłem do kościoła w każdą niedzielę przez trzy godziny. Nie byliśmy bogaci według niczyich standardów. W pewnym momencie moja mama i jej dwie siostry, moja babcia i czternaścioro dzieci mieszkało w domu z trzema sypialniami. Mieliśmy wiele ciężkich chwil, ale kochałem to. Patrzę na moje dzieciństwo z bardzo miłymi wspomnieniami”. Członkowie rodziny wspominali, że Rucker od najmłodszych lat kochał muzykę. Jak powiedziała Puterbaugh jedna z jego sióstr, „zawsze śpiewał po domu, używając kija od miotły jako gitary. Mama grała Ala Greena i Betty Wright, takie rzeczy, ale Darius miał swoje własne melodie – wiele z tego, co usłyszał w radiu i w szkole. Bycie piosenkarzem zawsze było jego marzeniem.”

Jak Rucker dorastał, użyczał swojego bogatego barytonowego głosu do chórów kościelnych, licealnych i studenckich, ale dopiero w 1986 roku, kiedy związał się z Felberem i Bryanem, dołączył do zespołu (Sonefeld opuścił konkurencyjny zespół, aby dołączyć do nich w 1989 roku). Po krótkim okresie, w którym Rucker i Bryan występowali w barach w rejonie Columbia pod nazwą Wolf Brothers, para przekonała Felbera, aby do nich dołączył. Trio nazwało się Hootie and the Blowfish, co było dziwnym hołdem dla dwóch kolegów z Południowej Karoliny – jeden z nich miał grube, przypominające sowę okulary, podczas gdy drugi znany był ze swojego pulchnego wyglądu. „Nie myśleliśmy, że będzie to nazwa, którą będziemy nosić na zawsze,” przyznał Felber Kevin Gray w rozmowie z People. „Myśleliśmy, że zawsze możemy wymyślić coś lepszego.”

Rucker, Felber i Bryan zwabili Sonefelda do zespołu. Sonefeld pierwotnie przybył na uniwersytet, aby grać w piłkę nożną, ale większość swojego wolnego czasu spędzał w Columbii za zestawem perkusyjnym. Po dołączeniu do Hootie, podejście Sonefelda do pisania piosenek szybko wywarło wpływ na pozostałych członków zespołu. Po tym jak chudy perkusista stworzył utwór „Hold My Hand”, który kilka lat później stał się wielkim hitem zespołu, pozostali członkowie zespołu poświęcili dużo więcej czasu i wysiłku na pisanie piosenek. „Pisaliśmy już jakieś utwory, ale miały one inny klimat”, powiedział Bryan Puterbaugh. „Soni spowolnił trochę groove, położył go z powrotem w idealnym stopniu. Na dłuższą metę lepiej pasowało do głosu Dariusa i mojego stylu gry na gitarze.”

Członkowie zespołu z sentymentem wspominają wczesne lata koncertów w barach i domach bractwa, choć zauważyli również, że niełatwe stosunki rasowe na Południu sprawiły, że było kilka napiętych momentów. Pisarz Christopher John Farley zauważył w Time, że „pierwszy koncert Hootie and the Blowfish odbył się w bractwie poza kampusem, które miało reputację rasistowskiego – i międzyrasowy zespół był zrozumiale ostrożny. 'Byliśmy trochę zaniepokojeni tym, że chcemy tam zagrać’, mówi Bryan. Więc zabraliśmy ze sobą naszych kumpli z piechoty morskiej.”

Po studiach czwórka wyruszyła w trasę koncertową na pełen etat, obijając się po południowych barach, tawernach i imprezach w domach bractw w zamian za skromne wynagrodzenie, darmowe piwo i możliwość poznania młodych kobiet. Osoby zaznajomione z zespołem w tamtym okresie, zauważają jednak, że jego członkowie wykazywali wczesne zainteresowanie rozwojem swojej kariery poza kolejnymi koncertami. W 1991 roku zespół wyprodukował samofinansującą się EP-kę zatytułowaną Kootchypop. Mimo, że była ona dostępna tylko na koncertach, ostatecznie sprzedała się w imponującej ilości 50,000 kopii. Ta sprzedaż, w połączeniu z ich umiejętnością sprzedawania koszulek koncertowych, zainteresowała Tima Sommera, łowcę talentów z Atlantic Records. „Czy sądziłem, że zarobią milion dolarów? Nie. Ale wiedziałem, że będą sprzedawać płyty” – powiedział Farleyowi. „Zanim podpisałem z nimi kontrakt, sprzedali już koszulki warte pół miliona dolarów. Jeśli potrafisz sprzedać T-shirt, potrafisz sprzedać płytę.”

Hootie and the Blowfish nagrali Cracked Rear View w Los Angeles na początku 1994 roku. Album został wydany kilka miesięcy później i od razu stał się fenomenem. Dzięki intensywnemu graniu w VH-1 i radiu oraz dobrze przyjętym występom w programach takich jak David Letterman, kopie znikały ze sklepów płytowych z zadziwiającą szybkością. Jak zauważył Farley, sama muzyka była największym czynnikiem w rozwoju Hootie: „Cracked Rear View zawierał 11 mocnych, melodyjnych piosenek, z mocną pracą gitar, porywającą perkusją i charyzmatycznym głosem Ruckera, który sprawił, że to wszystko stało się spójne.”Sukces przyjaznych radiu singli – „Hold My Hand”, „Only Wanna Be with You” i kilku innych – sprawił, że album dobrze się sprzedawał, a gdy media zaczęły opisywać szybko rozwijający się zespół, stało się jasne, że zwykłe, męskie osobowości członków grupy były dużym czynnikiem ich sukcesu.

„Jesteśmy najbardziej niepozornym zespołem w kraju” – powiedział Puterbaughowi Rucker. „Nie wciskamy kitu. Możesz spojrzeć na wiele zespołów, które piszą dobre piosenki, ale są wściekłe na to, zdystansowane lub cokolwiek innego. Jeśli spojrzysz na naszą czwórkę siedzącą w restauracji, nie powiesz: 'Och, to jest zespół.’ Myślę, że ludzie naprawdę łączą się z faktem, że moglibyśmy być facetami, obok których siedzisz na zajęciach z rachunków.” Jak zauważył sam Puterbaugh po obejrzeniu koncertu Hootie, „nie przechadzają się oni po scenie jak punkowcy bez koszulki… ani nie nawołują do zamieszek, jak niektórzy z bardziej wybrednych gangsta-rapowych wykonawców. Nie ma tu pokazu fryzur, lamp błyskowych, ekranu wideo, ani Bee Girl. Oni po prostu stoją tam i śpiewają swoje ulubione piosenki… Bez dymu i luster, solidne, bezpretensjonalne popowe utwory Hootie wywołują zaskakująco trzewną reakcję.” Dodał recenzent Entertainment Weekly David Browne, „ci przeciętni faceci z Południowej Karoliny byli właściwym zespołem we właściwym czasie: tonik dla słuchaczy zmęczonych cynicznymi, udręczonymi alternarockerami, muzyka dla tych, którzy chcieli czegoś bardziej pocieszającego i niezagrażającego.”

Po pewnym czasie, pasja członków zespołu do golfa i innych sportów stała się wielkim tematem dyskusji. Niektórzy ludzie w świecie muzycznym uważali ich zamiłowanie do gry w koszykówkę YMCA lub szybkich dziewięciu dołków w golfa za niestosowne i zdecydowanie niefajne, ale zespół pozostał niepokorny. „Jesteśmy sportsbillies”, powiedział Rucker Puterbaughowi. Dodał, że „brzmi to jak bzdura, ale my po prostu kochamy być razem. Widziałeś to: wszystko, co robimy, to śmiech. Wyzywamy się nawzajem i śmiejemy. Nigdy nie zostawiamy siebie samych. W ten sposób pozostaliśmy razem przez dziesięć lat i dlatego się nie zmieniamy.”

Mimo sukcesu, spora część rockowej krytyki zgrzytała zębami na gwiazdorstwo Hootie, uznając Cracked Rear View za lekki wysiłek. Podsycany przez prasę muzyczną, rozwinął się umiarkowany bunt przeciwko zespołowi. Jak zauważył Mark Jacobson w Esquire: „Hootie to magia, czysta i prosta. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że „Cracked Rear View” The Blowfish jest jedną z najlepiej sprzedających się płyt w historii, a mimo to nie można znaleźć ani jednej osoby, która przyznałaby się do lubienia grupy?”. Niektórzy posunęli się do brzydkiej skrajności, obierając za cel międzyrasowy skład grupy. „Pisarz z Village Voice porównał zespół do występu minstreli,” napisał Farley, „a Saturday Night Live zrobiło skecz, w którym Rucker prowadzi pijących piwo białych chłopców z bractwa w kontrmarszu do Marszu Miliona Ludzi Louisa Farrakhana (najwyraźniej, dla w większości białych pracowników SNL, odnoszący sukcesy czarni muszą być sprzedawczykami).” Takie sugestie rozwścieczają Ruckera, który powiedział Chrisowi Willmanowi z Entertainment Weekly, że „domyślam się, że Tupac Shakur lub ci faceci są prawdopodobnie bardziej akceptowanymi czarnymi postaciami, ponieważ dla białej Ameryki są bardziej groźni. Biała Ameryka chce widzieć tylko jedną stronę czarnych. Chętnie pokazaliby nas jako bandytów i gangsterów.”

Od czasu do czasu członkowie zespołu wyrażali irytację z powodu krytyki. „Dean pokazał mi pewnego dnia artykuł w magazynie Bass Player, w którym ten facet robi całą recenzję Toad the Wet Sprocket”, powiedział Rucker Farleyowi, „a na końcu mówi, że jedyną wadą Toad jest to, że koncertowali z najgorszym zespołem na świecie – Hootie & the Blowfish. To znaczy, dlaczego musicie wychodzić z siebie, żeby nas zepsuć? Szczerze wierzę, że gdybyśmy sprzedali 100,000 płyt, ludzie mieliby miłe rzeczy do powiedzenia na nasz temat. Na początku płyty były miłe recenzje… i nagle – BOOM! – jesteśmy najgorszym zespołem na świecie.”

Przez większość czasu członkowie Hootie and the Blowfish wydawali się być niezrażeni ani swoją nowo odkrytą sławą, ani krytyką, która spadła na nich pod koniec 1994 i 1995 roku. Bryan powiedział Willmanowi: „Mamy to szczęście, że odnieśliśmy sukces i wszystko, co musieliśmy zrobić, to być sobą. I jeśli postrzeganie tego jest 'zemstą normalności’, to w porządku.” Rucker był jeszcze bardziej zwięzły: „Sukces nie jest do bani. Jasne, nie możesz wyjść tak łatwo, jak kiedyś. I co z tego?”

W 1996 roku, kiedy Cracked Rear View wciąż dobrze się sprzedawał, Hootie and the Blowfish wydali swój bardzo oczekiwany następca, Fairweather Johnson. Chociaż nie cieszył się on tak fenomenalną sprzedażą jak jego poprzednik, koledzy z zespołu wyrazili zadowolenie z końcowego produktu. „Jeśli sprzedamy 8 milionów płyt Fairweather Johnson, ktoś powie, że to klapa”, powiedział Rucker Willmanowi. „To nie zrobi tego, co zrobił Cracked Rear View; nie jesteśmy aż tak głupi, żeby myśleć, że zrobi. Prawdopodobnie nie osiągnie nawet połowy tego. Więc to naprawdę nie ma znaczenia, kiedy go wydamy.”

Wielu krytyków pozytywnie oceniło nowy album. „Wszystkie cechy, które zapewniły grupie tak wielką popularność, wciąż tu są: melodie, które wydają się natychmiast znajome, zaraźliwie zadziorny duch i talent do składania prostego hołdu miłości, pokojowi i tak, sportowym wyczynom” – napisała Elysa Gardner, recenzentka Rolling Stone. Ale piosenki na „Johnson” są bardziej wyrafinowane niż na przełomowym albumie Hootie, oferują mniej bombastyczności, a więcej struktury i emocji, które sprawiają, że najlepszy pop jest intrygujący i ujmujący. Recenzent People, Peter Castro, zgodził się z tym, pisząc, że „Fairweather Johnson gra jak nagranie na żywo, wypełnione charakterystycznymi dla Hootie harmoniami, hakami, dobrymi melodiami i ścianą dźwięku, która wywołuje gęsią skórkę.” Inni krytycy byli jednak pod mniejszym wrażeniem. Karen Schoemer z Newsweeka wypowiedziała się w imieniu niektórych, gdy napisała w recenzji Fairweather Johnson, że „Hootie and the Blowfish sprzedają przytulny, nijaki eskapizm. Są przeciętni. Może nie jest to moralne wykroczenie, ale artystycznie są winni pierwszego stopnia.”

Nawet jeśli Fairweather Johnson okazał się niezdolny do dorównania oszałamiającemu sukcesowi komercyjnemu Cracked Rear View, krytyczne cięgi i strzały, które zostały wycelowane w zespół, nie osłabiły ich znaczącej bazy fanów. Jak zauważył Gardner, „to, co jest ostatecznie najbardziej ujmujące w Hootie and the Blowfish to fakt, że sprawiają wrażenie, iż przede wszystkim naprawdę doceniają swoich fanów – co nie jest powszechnie przyjętą praktyką w dzisiejszych czasach, szczególnie wśród antyspołecznych artystów alternatywnych.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *