I kind of wish I’d gotten the epidural-both times I gave birth

Photo: Stocksy

Innego dnia odwiedziłem mojego przyjaciela, który miał tygodniowe dziecko. Wyglądała na tak spokojną i opanowaną. Zapytałem ją, jak wyglądał jej poród, spodziewając się, że da mi zwykłą, przerażającą, wypełnioną krwią historię krzyków i łez, ale ona po prostu spojrzała na mnie z pogodnym blaskiem i powiedziała: „Niesamowite.”

„Przepraszam, czy powiedziałaś 'niesamowite?'” Odpowiedziałam.

Przeszła do wyjaśnienia, jak senny był jej 12-godzinny poród: jak zdrzemnęła się w połowie porodu i jak było to niesamowite doświadczenie łączenia się z mężem. Wyszła również ze szpitala bez nawet jednego szwu, co również zadziwiło mój umysł.

Byłam tak wdzięczna, że miała bezpieczny i zdrowy poród, ale również odeszłam czując się trochę, cóż, zazdrosna.

Mimo, że miałam dwa tak zwane „naturalne” i wolne od leków porody, moje doświadczenia na sali porodowej nie były podobne do tego, co wspominała moja przyjaciółka. Miałam cholerne szczęście, nie zrozum mnie źle: żadnej Pitocyny, żadnych kleszczy, żadnego próżnociągu. Obie moje córeczki urodziły się zdrowe i z minimalnymi komplikacjami, a ja wyszłam ze szpitala w całkiem niezłej formie. Nie chcę sprawiać wrażenia niewdzięcznej. Ale nie opisałabym tego wydarzenia jako „niesamowite” lub „senne”. To była jedna z najbardziej bolesnych, traumatyzujących rzeczy, jakich kiedykolwiek doświadczyło moje ciało. Uczucie wydalania drugiego człowieka wielkości arbuza jest czymś, co mogę sobie wyraźnie i łatwo przypomnieć w każdej chwili. Mówią, że twoje ciało zapomina, ale moje z pewnością tego nie zrobiło.

Jestem sportowcem i lubię wyzwania fizyczne, co sprawia, że jestem dziwnie dumna z moich porodów bez leków. Ale uważam też, że poród pochwowy bez znieczulenia zewnątrzoponowego nie powinien być tak idealizowany – samo określenie „poród naturalny” jest niesprawiedliwe i wprowadza podziały. I chcę, żeby kobiety w ciąży wiedziały, że „naturalny” poród to nie wszystko, za co się go podaje.

Miałam takie bardzo naiwne wyobrażenie, że poród będzie w jakiś sposób piękny? Albo czymś mniej animalistycznym niż był. Przeczytałam książkę Iny May Gaskin „Przewodnik po porodzie” i choć wiedziałam, że będzie bolało, pomyślałam też, że może to być błogie, duchowe doświadczenie. Gaskin twierdzi nawet, że może to być „orgazmiczne” i zamieszcza zdjęcia kobiety w trakcie porodu, która się uśmiecha. Ha!

Mój pierwszy poród trwał 30 godzin i udało mi się większość z niego odbyć w domu. Kiedy zadzwoniłam na oddział porodowy, aby poinformować ich, że mam skurcze, pielęgniarka powiedziała mi, abym nie wchodziła, dopóki nie będą się one oddalać o trzy minuty. Chociaż miałam nadzieję, że nie będę miała żadnych interwencji ani leków, byłam otwarta na wszystko, co musiałam zrobić, aby bezpiecznie wydostać dziecko.

Reklama

Do czasu przybycia do szpitala przy 7 cm rozwarcia odczuwałam tak silny ból, że zmieniłam zdanie – chciałam znieczulenie zewnątrzoponowe. Niestety dla mnie, szpital był bardzo zajęty. Anestezjolog pojawiła się w końcu, kiedy miałam 10 cm rozwarcia i zaczęła się przygotowywać, ale nagle musiała wyjść po pilnym wezwaniu z izby przyjęć. Spojrzałam w panice na mojego męża i wykrzyknęłam: „Ona wróci, prawda?”

„Tak, nie martw się, ona wróci” – zapewnił mnie. Ale nigdy tego nie zrobiła.

(Po fakcie powiedział mi, że nasza pielęgniarka najwyraźniej cicho wypowiedziała do niego te słowa: „Nie, nie ma jej.”)

Nie miałam wyboru, musiałam urodzić bez leków. Po trzydziestu godzinach skurczów, dwudziestu minutach intensywnego parcia i episiotomii, moja córka przyszła na świat, ważąc 7 funtów i 4 uncje.

Tuż po porodzie, kiedy leżałam w łóżku obok mojej nowo narodzonej córki i śpiącego męża, napisałam do każdej z moich ciężarnych przyjaciółek:

Reklama

„To bolało jak cholera. GET THE EPIDURAL.”

Nie chodzi o to, że chciałam ulgi w bólu – chociaż byłoby to miłe – bardziej chodzi o to, że chciałabym być w stanie cofnąć się trochę i delektować się niezwykłym momentem, w którym stałam się matką. Podczas porodu ledwo otwierałam oczy, ponieważ to doświadczenie było tak intensywne. Nie mogłam skupić się na niczym innym, jak tylko na oddychaniu przez skurcze, które wstrząsały moim ciałem. Teraz, z perspektywy czasu, zdumiewa mnie fakt, że stworzyłam ludzkie życie, ale nie miałam okazji doświadczyć ani zarejestrować swojego zdumienia, kiedy to się działo.

Dwa i pół roku później, po sześciu godzinach porodu w domu, przy 9 cm rozwarcia, trafiłam do szpitala. Skurcze były tak silne, że zastanawiałam się nad założeniem znieczulenia zewnątrzoponowego, ale zanim przewieziono mnie na salę porodową, miałam już 10 cm rozwarcia. Pomyślałam, że skoro już raz to zrobiłam, to mogę zrobić to ponownie. Po dwóch godzinach wicia się i krzyczenia wniebogłosy, doświadczyłam kolejnego szalenie bolesnego porodu i kolejnych szwów. (Wszystkim, którzy mówili mi, że za drugim razem będzie mniej bolało – to wszystko były kłamstwa!). OB/GYN krzyczał na mnie, abym zwolniła i przestała przeć (aby zminimalizować rozdarcie), ale nie mogłam powstrzymać szybkiego przybycia mojej córki.

Teraz, gdy mam już dwójkę dzieci, wiem, że media społecznościowe wyświadczają nam niedźwiedzią przysługę, jeśli chodzi o obrazy tego, jak naprawdę wygląda poród. Widzisz zdjęcia kobiet rodzących swoje dzieci w basenach z wodą, wszystkie wojownicze i silne. Albo pozują z fryzurą i makijażem, pozornie kilka minut po porodzie, ciesząc się z nowego maleństwa w swoich ramionach.

Nie wyciągnęłam iPada, aby obejrzeć mój ulubiony program telewizyjny, ani nie miałam chwili, aby włączyć listę odtwarzania porodu. Nie wysłałam SMS-ów do przyjaciół w trakcie porodu ani nie zaprosiłam rodziny na pogawędkę – to było zbyt paniczne i zbyt szybkie. Nie zrobiliśmy również żadnych zdjęć podczas żadnego z porodów (prawdopodobnie zabiłabym mojego męża, gdyby spróbował), ale zrobił kilka wspaniałych zdjęć po porodzie, na których wyglądam, jakbym została przejechana przez ciężarówkę.

Reklama

Kiedy położyli moją najstarszą córkę na mojej piersi, byłam w szoku. Więc kiedy ktoś mówi mi, że miał magiczny, eteryczny poród, w którym obserwował koronację dziecka w podręcznym lusterku, sam wyciągnął dziecko, a następnie płakał łzami radości i ulgi w tym transformującym momencie, czuję się trochę smutny. Ja tego nie doświadczyłam. Poród powinien być pełen wielkich, niezapomnianych, jednorazowych emocji, a ja czuję, że mnie to ominęło.

Może znieczulenie zewnątrzoponowe nie zrobiłoby różnicy w tym, jak się sprawy potoczyły. Może w ogóle nie spowolniłoby moich porodów. Może sprawiłoby, że wszystko poszłoby zupełnie na bok – nigdy się tego nie dowiem.

Ale wciąż się zastanawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *