Ranking Bright Eyes’ 10 Albums

Długość: 67:13

Pierwsze wydawnictwo Bright Eyes to album, który bardziej docenia się po przesłuchaniu reszty dyskografii zespołu – daje słuchaczowi lepsze zrozumienie, od czego wszystko się zaczęło i pozwala docenić subtelności, jakie towarzyszą procesowi tworzenia muzyki. Jak można wywnioskować z tytułu, jest to mniej przemyślana pełnometrażowa płyta, a bardziej zbiór demówek. Mając to na uwadze, jest to raczej album dla zagorzałych fanów (nawet jeśli jest tu kilka wyróżniających się utworów, jak „Falling Out of Love at this Volume”). Wydanie takiego albumu jako pierwszego było dziwnym wyborem, ale Bright Eyes szybko podążyli za nim, wydając drugi album jeszcze w tym samym roku. Mimo, że jest to album wydany pod szyldem Bright Eyes, nie ma na nim ani Mike’a Mogisa, ani Nate’a Walcotta – zamiast tego jest głównie Conor Oberst z kilkoma gośćmi tu i tam.

Zalecane utwory: Falling Out of Love at this Volume, Lila, & Feb. 15

A Christmas Album (2002)

Długość: 32:03

Jak na razie, jeśli chodzi o albumy złożone z coverów świątecznych iść, to musi być jeden z moich ulubionych. Bright Eyes udaje się osiągnąć dokładnie to, czego oczekuje się od albumu z coverami – piosenki, które pozostają wierne oryginałowi, a jednocześnie pozwalają zabłysnąć kreatywności artysty. Dzięki takiemu podejściu, nie będziesz miał problemów z identyfikacją piosenek, ale wciąż jest w nich unikalna, mroczna głębia, z którą słuchaczowi trudno będzie się nie związać. Mimo wszystko, jako najkrótsza płyta Bright Eyes i bez żadnych oryginalnych piosenek, pozycja A Christmas Album z pewnością była niska.

Recommended Tracks: Little Drummer Boy, God Rest Ye Merry Gentlemen, & Blue Christmas

Down in the Weeds, Where the World Once Was (2020)

Długość: 54:45

Nawet na tej niższej pozycji, nadal fantastycznie jest mieć Bright Eyes z powrotem w 2020 roku i pod wieloma względami nie stracili ani kroku podczas przerwy. Piosenki, jak można się było spodziewać, są najwyższej klasy, podobnie jak produkcja płyty. W przeciwieństwie do stylistycznych wariacji, jakie można było znaleźć na kilku pierwszych płytach, ten album płynie przez swoje utwory w dość wyważony, ale wciąż ekscytujący sposób (przypominający The People’s Key). Może to nie być zaskakujące, ale Down in the Weeds brzmi bardziej dojrzale niż poprzednie płyty, a wraz z tą dojrzałością przychodzi inny rodzaj uroczystego nastroju. Minęły już czasy młodzieńczego gniewu, a w ich miejsce pojawiły się piosenki ociekające ciężkim smutkiem, w których jest tylko odrobina nadziei. Chociaż nie ma tu złych piosenek (z wyjątkiem bezsensownego i nadającego się do pominięcia utworu otwierającego), jedynym naprawdę wyróżniającym się kawałkiem jest „Mariana Trench” – piosenka, która przypomina słuchaczowi, czego mu brakowało od czasu, gdy zespół udał się na przerwę w działalności.

Zalecane utwory: Mariana Trench, Dance and Sing, & Hot Car in the Sun

The People’s Key (2011)

Więcej informacji.

Długość: 46:58

Na ostatnim wydawnictwie zespołu przed ich hiatusem (w czasie, gdy stwierdzili, że będzie to ich ostatnie), jest bardzo złowrogi i przepowiadający ton przez cały czas trwania. Mimo, że nigdy tego wprost nie deklaruje, można niemal poczuć, że zespół się z nim żegna. Muzycznie, album trzyma się konsekwentnie – lekkie indie utwory, w których momentami zespół chwyta się bardziej „rockowego” podejścia. Jest to album, który przykuwa uwagę, ale nie ma żadnych naprawdę oczywistych singli, zamiast tego polegając na wspomnianej wcześniej spójności. Stylistycznie album odchodzi od folkowo/alt-country’owego stylu poprzednich kilku wydawnictw i częściej opiera się na synth-rockowym podejściu – coś, co pomaga mu wyróżnić się na tle innych w dyskografii zespołu. Nie ma nic złego w tym albumie, po prostu nie uderza on tak mocno jak inne ich wydawnictwa.

Polecane utwory: Jejune Stars, Shell Games, & Triple Spiral

Digital Ash in a Digital Urn (2005)

Długość: 50:05

Drugie z dwóch wydawnictw zespołu z 2005 roku, Digital Ash to płyta, która zajęła mi lata, aby w pełni się nią nacieszyć. Tak naprawdę, dopiero gdy znajomy ponownie mi ją przedstawił, zacząłem ją w pełni doceniać. W momencie wydania, cyfrowa/synthowa struktura albumu wydawała się nie na miejscu i była błędem zespołu. Te problemy, które wcześniej miałem, teraz zostały zastąpione podziwem dla pomysłowości. Zamiast podążać bardziej oczywistą ścieżką, Bright Eyes zdecydowali się wyjść poza swoją strefę komfortu i choć nie zaowocowało to ich najlepszym albumem, to pokazało ich szeroki talent muzyczny. Ten album byłby wyżej w rankingu, ale cierpi przez to, że nie ma wielu szczególnie godnych uwagi piosenek (w porównaniu do innych wydawnictw), ale nadal nie ma złej piosenki, którą można by znaleźć.

Zalecane utwory: Arc of Time (Time Code), Take It Easy (Love Nothing), & Light Pollution

Cassadaga (2007)

Długość: 62:05

Przyznam, że długo zajęło mi docenienie tego albumu – ujęcie Bright Eye na alt-country, napakowane pełnymi utworami ze stalową gitarą i skrzypcami. Przez lata wydawało mi się, że nie pasuje do nastrojowej i introspektywnej wersji zespołu, jaką stworzyłem sobie w głowie. Ze względu na charakter muzyki, jest ona o wiele bardziej podnosząca na duchu i pozytywna niż większość ich dyskografii, ale pod całym tym entuzjazmem kryją się piosenki bogate w naturę i bijące nieustępliwością tekstów. Teraz doceniam nie tylko to, że zespół zawsze stara się stworzyć coś unikalnego i nowego z każdym wydawnictwem, ale także to, że każdy wybrany styl wydaje się być robiony z ogromnym uznaniem dla gatunku, z którym się mierzą, a nie tylko prostym „zanurzeniem się w basenie”, że tak powiem. The record is sonically top-notch and continues the Bright Eyes tradition of multi-layered songs that never sound cumbersome. Overall, the album may come off more light-hearted, but in may ways is much darker than it seems.

Recommended Tracks: Hot Knives, If The Brakeman Turns My Way, & I Must Belong Somewhere

I’m Wide Awake, It’s Morning (2005)

Length: 45:41

Undeniably Bright Eye’s most commercially successful album and probably the favourite of many, I’m Wide Awake showcases the band at their most stripped-down level with several of the songs consisting of mostly just acoustic guitar and Oberst’s vocals. Myślę, że ta bardziej uproszczona struktura piosenek pomogła uczynić muzykę bardziej uniwersalną i przyjemną w odbiorze – nie bierzcie tego jednak jako zarzutu, te piosenki mogłyby równie dobrze stanowić mistrzowską lekcję pisania piosenek. Jednym z najlepszych aspektów tej płyty jest możliwość docenienia Obersta w bardziej szkieletowej skali. W ciągu całej historii zespołu, eksperymentowali oni z litanią różnych technik i metod pisania muzyki, ale dobrze wiedzieć, że jakość nie spada wcale, kiedy zostawia się gołe podstawy. To najbardziej folkowy i najpopularniejszy album Bright Eye nie bez powodu, to czysta jakość przez cały czas (szczególnie w drugiej połowie). Warto zauważyć, że jest to płyta, na której Nate Walcott dołączył jako stały członek zespołu.

Polecane utwory: Road To Joy, At the Bottom of Everything, & First Day Of My Life

Letting Off The Happiness (1998)

Długość: 41:39

As much as I love Bright Eye’s choice to make their past 5-6 albums stylistically unique from each other, it’s the raw emotion and originality in their first few records that always brings me back to the band. Na „Letting Off the Happiness” (w zasadzie debiutanckiej płycie zespołu) jest wszechogarniające poczucie wolności w utworach – piosenki, które nie mają ustalonych wzniosłych oczekiwań i przemierzają je w niemalże improwizowany sposób. Mimo, że produkcja jest całkiem niezła, to jednak jest wyraźnie mniej dopieszczona niż w przypadku nowszych albumów. Ten brak blasku wychodzi szczególnie dobrze w połączeniu z mniej wyćwiczonym wokalem Obersta, zwłaszcza w utworach, w których pozwala sobie na wykrzykiwanie wersów. Jeśli ktoś woli bardziej przyjazne radiu Bright Eyes, nie ma się czego wstydzić, ale to właśnie na tym albumie i kilku innych wczesnych płytach czuję, że zespół jest u szczytu swoich możliwości.

Zalecane utwory: The City Has Sex, June On The West Coast, & Contrast And Compare

Fevers and Mirrors (2000)

Więcej informacji.

Długość: 49:10

Fevers and Mirrors jest tak doskonałym następcą Letting Off the Happiness. W pełni oddaje wszystko to, co było najlepsze w tamtym albumie, jednocześnie znajdując sposoby na dotarcie do nowych głębin. Podobnie jak Letting Off, ten album jest pełen surowych i emocjonalnie naładowanych piosenek z pięknymi, poetyckimi tekstami, które im towarzyszą. Nieustannie (i fachowo) potrafią balansować pomiędzy delikatnymi, niemal szeptanymi wersami, po których następuje niemal krzyk w utworach takich jak „The Calendar Hung Itself…”. Aranżacje muzyczne również stają się bardziej skomplikowane na tej płycie – często poprzez ledwo zauważalne subtelności. Obnażona natura tego albumu (i zespołu jako całości) jest powodem, dla którego zawsze doceniam i szanuję ten zespół. Wibrujący, wibrujący przekaz Conora zawsze będzie odróżniał ten zespół od wielu innych współczesnych.

Polecane utwory: The Calendar Hung Itself…, Sunrise, Sunset, & Haligh, Haligh, A Lie, Haligh

Lifted or The Story Is in the Soil, Keep Your Ear to the Ground (2002)

Długość: 73:08

Ta płyta to arcydzieło. To nie tylko najlepszy album Bright Eyes, to jeden z najlepszych albumów, jakie kiedykolwiek zostały wydane. To jedna z tych płyt, które trafiają się raz w życiu, a słuchając jej ma się wrażenie, że słyszy się coś wyjątkowego. Jest wspaniały, piękny, wzruszający, łamiący serce, ponury, ale też radosny. Teksty są pełne poetyckiego mistrzostwa, dotykają osobistych i uniwersalnych tematów, z którymi słuchacz musi się bezpośrednio połączyć. Czasami jest to po prostu Oberst z gitarą akustyczną, a innym razem mamy do czynienia z całą orkiestrową aranżacją instrumentów w jednym utworze. W tym wszystkim jest to pasja i pomysłowość, które spajają to dzieło sztuki. To płyta, która nigdy nie sprawia wrażenia nieuczciwej, ani takiej, która próbuje tylko sprzedać produkt. To grupa muzycznych artystów, którzy wkładają w swój projekt serce i duszę. Tak jak świetne są inne wydawnictwa Bright Eyes, zamieniłbym je wszystkie na ten album, gdyby trzeba było.

Zalecane utwory: Lover I Don’t Have To Love, Bowl of Oranges, & Fałszywa reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *